Helwecka niespodzianka
Na samym początku mojej przygody w redakcji Magazynu PPM wspominałem o dobrze przeprowadzonej „renowacji” hokeja w Szwajcarii. Tegoroczne Mistrzostwa Świata przyniosły Helwetom plony, o jakich nawet nie marzono.
W tym roku Szwajcarzy nie mogli skorzystać z największych swoich gwiazd - Jonasa Hillera z Anaheim i Marca Streita z New York Islanders, którzy grali w fazie posezonowej ligi NHL – i wydawało się, że podobnie jak w zeszłym roku, rywalizacja zakończy się w fazie grupowej. Nic bardziej mylnego. Trener Sean Simpson znakomicie ułożył drużynę, która odniosła dziewięć kolejnych zwycięstw przegrywając dopiero w finale ze wzmocnionymi przez braci Sedin Szwedami. Trzeba przyznać, że wynik osiągnięty przez Helwetów robi olbrzymie wrażenie.
Mistrzami świata zostali Szwedzi, tym samym przełamując trwającą 27 lat klątwę, która nie pozwalała wygrywać turniejów Elity gospodarzom. Trzeba przyznać, że w tym roku także nie zanosiło się na tryumf gospodarzy. Drużyna Trzech Koron do czasu wzmocnienia przez Daniela i Henrika Sedinów grała przeciętnie. Bliźniacy dołączyli do drużyny w najważniejszym momencie i przeprowadzili drużynę przez fazę play-off aż do ostatecznego tryumfu.
Drugi współgospodarz imprezy, Finowie, podobnie jak rok temu, zajęli 4 miejsce. Suomi bardzo dobrze radzili sobie do półfinałów, jednak w decydującym momencie zawiedli. W meczu o brąz ulegli młodej ekipie Stanów Zjednoczonych, którzy są autorami jednej z największych sensacji Mistrzostw. Chodzi oczywiście o ćwierćfinałową masakrę na reprezentacji Rosji. Sborna, świeżo wzmocniona Aleksandrem Owieczkinem, mierzyła, jak zwykle w złoto, jednak Jankesi grając bardzo skutecznie brutalnie obnażyli jej słabości zwyciężając 8-3.
Na ćwierćfinałach zakończyli swoją przygodą także Kanadyjczycy, Słowacy i Czesi. Klonowe Liście poległy w starciu z późniejszymi Mistrzami Świata po rzutach karnych, i w mojej opinii właśnie ten mecz był decydujący dla dalszego ciągu turnieju. Kanadyjczycy tradycyjnie rozkręcali się z meczu na mecz i w razie awansu do półfinału to oni byliby głównymi kandydatami do końcowej wiktorii. Z kolei obydwaj nasi południowi sąsiedzi radzili sobie w swoich grupach przeciętnie o awans bijąc się do ostatniego momentu. Czechom bardzo pomógł udział w ostatnich meczach grupowych Tomasa Plekanca i Marka Zidlickiego; zanim ci zawodnicy dołączyli do reprezentacji Czesi grali po prostu słabo. Ze Słowakami problem był podobny, obudzili się dopiero w ostatnim pojedynku grupowym, kiedy pokonali Amerykanów 4-1. Obydwa zespoły pożegnały się z turniejem po minimalnych porażkach ze Szwajcarią (Czesi, 1-2) i Finlandią (Słowacy, 3-4).
Pozostałe ekipy również zasługują na kilka słów. Zacznijmy od góry. Niemcy zagrali dużo lepiej aniżeli rok temu, gdy kompromitująco żegnali się z turniejem (4-12 z Norwegią i 1-8 z Czechami), byli tym razem o krok od ćwierćfinałów. Norwegia awans przegrała w ostatnim meczu z Czechami, jednak trzeba przyznać, że zarówno Skandynawowie prezentowali się słabiej aniżeli rok temu, jak i Czesi w decydującym spotkaniu zagrali dużo lepiej. Słabo zaprezentowali się do ostatniej chwili zagrożeni relegacją Łotysze z kolei Duńczycy grali na tyle dobrze, że spadkiem zagrożeni nie byli przez niemal całe Mistrzostwa. Nierówno prezentowali się Francuzi, którym zdarzyło się ograć Rosjan ale był to w zasadzie jedyny godny uwagi rezultat Trójkolorowych w tym Turnieju.
Słabo zaprezentowali się Białorusini, gospodarze kolejnych Mistrzostw, którzy po wygranej w drugim meczu ze Słoweńcami doznali kolejnych pięciu porażek. Z Elity spadają tradycyjnie dwa zespoły: wspomniani Słoweńcy, którzy skończyli Mistrzostwa bez zwycięstwa z dwoma punktami na koncie, oraz Austriacy. O ile krajanie Kopitara nie mieli nic do powiedzenia w swojej grupie, o tyle Austriacy, z Thomasem Vankiem w składzie, długo walczyli o utrzymanie, wygrali nawet dwa spotkania, a w decydującym meczu z Rosją długo prowadzili wyrównaną walkę.
Na atrakcyjność tegorocznego turnieju z pewnością duże znaczenie miał lock-out w NHL. Sezon zasadniczy za oceanem zakończył się dwa tygodnie później niż zwykle, co spowodowało, że w momencie startu Mistrzostw w NHL startowały play-offy, co drastycznie ograniczyło liczbę dostępnych dla poszczególnych reprezentacji zawodników. Jeśli władzom IIHF i NHL uda się dojść do porozumienia w sprawie Olimpiady (co nie jest takie pewne), podobna sytuacja może mieć również miejsce w przyszłym sezonie.
Na pewno turnieje o Mistrzostwo Świata stoją mnie niższym poziomie aniżeli rywalizacja o Puchar Stanley’a, jest to jednak turniej atrakcyjny, który może przyciągnąć kibiców do hokeja. Wielka szkoda, że nasza Telewizja Publiczna, mająca prawa do transmisji, nie dość, że nie puszcza nawet meczu finałowego w paśmie otwartym, to jeszcze wysyła do komentowania człowieka, który w sprawach hokeja jest totalnym ignorantem w ogóle nie rozumiejącym zasad tej gry.
Zdieľaj na Facebooku Zdieľaj na Twitteri Zdieľaj na MySpace