Porażka w sukcesie?!
Zakończone dla naszej reprezentacji wczoraj Mistrzostwa Świata były sukcesem czy może porażką? Z pewnością odpowiedź na to pytanie podzieli naszą społeczność. Z jednej strony, czego można wymagać od zawodników średniej klasy światowej, z drugiej zaś, czego od czwartej nacji świata pod względem ilości managerów? Również po spotkaniach sparingowych, w jakich to występowali zawodnicy w dużej większości ci, którzy nie pojechali później na MŚ (teoretycznie słabsi od trzonu reprezentacji), a wyniki były na tyle dobre, że po wprowadzenia podstawowych graczy do kadry na MŚ, reprezentacja powinna jeszcze lepiej się prezentować. Tak jednak się nie stało.
Dzień inauguracji mistrzostw świata w sezonie szóstym i od razu wielkie spotkanie z potęgą światowego hokeja – Łotwą! Osobiście, jako Polak liczyłem na wygraną w tym spotkaniu, jak i nawet półfinał w całym turnieju. Jednak znając realia i naszą siłę względem największych, remis w tym spotkaniu wziąłbym w ciemno. Spotkanie rozpoczęło się w piorunującym tempie, bowiem już po niespełna trzydziestu sekundach gry, Łotysze objęli prowadzenie. Tak szybko stracona bramka, wyprowadziła nasz zespół z rytmu meczowego i sześć minut później przegrywaliśmy już 0:2. Po tej bramce nasi nadbałtyccy sąsiedzi zapewne nieco rozluźnieni i z przekonaniem, że ten mecz równie dobrze się zakończy jak się rozpoczął, zlekceważyli Polaków. Minęło kolejne sześć minut od straty drugiego gola, a Polska w niespełna dwadzieścia pięć minut, za sprawą fenomenalnego w tym dniu Spycimira Chordejuka oraz jego kolegów z formacji strzelili cztery bramki i dzięki temu nagle wynik ze stanu 0:2, zmienił się na 4:2 dla biało-czerwonych! Reprezentacja Łotwy jednak, to nie byle kto i zapewne trener w szatni powiedział nieco ostrych słów, a ci zdołali w ostatniej tercji odrobić dwie bramki, dzięki czemu doprowadzili do dogrywki. Było wtedy już jasne, że otrzymamy za to spotkanie chociażby punkt. Polacy jednak nie zdołali już ani raz zagrozić bramce przeciwnika i to Łotysze, oddając dwa celne strzały, w tym jeden decydujący o zwycięstwie otrzymali za ten mecz 2pkt.
Brazylia. Niegdyś największa potęga w realnej piłce nożnej, teraz w świecie wirtualnym stanęła na przeszkodzie Polaków, do zdobycia 3pkt., które gwarantowały nam awans do następnej rundy MŚ. No właśnie! Może i w piłce nożnej będą odnosić sukcesy, ale na pewno nie w hokeju, a już na pewno nie w najbliższym czasie. Mecz bez historii. Po raz kolejny wielki mecz rozegrał Spycimir Chordejuk, a do tego nasz bramkarz zachował przez całe spotkanie czyste konto, co zsumowało się na bardzo dobry wynik 5:0. W mojej opinii jednak, niepotrzebnie zagraliśmy w tym spotkaniu wysoką ważnością. Dzień wcześniej po bardzo dobrym meczu i niższym zaangażowaniu ugraliśmy punkt z Łotwą, to ze znacznie słabszą drużyną Brazylii, spokojnie także oszczędzając siły byśmy sobie poradzili.
Trzecie dzień MŚ i spotkani z jednym z naszych największycmarczh rywali – Niemcami. Ekspresowe tempo spotkania, niczym francuski TGV, spowodowało, że w nieco ponad dwie minuty obie drużyny strzeliły po dwa gole. Najpierw Niemcy, a następnie Polacy oddali dwa skuteczne trafienia w odstępie ledwie dziesięciu sekund! To nie koniec, bowiem jeszcze w tej samej tercji, najpierw Niemcy w 11 minucie objęli prowadzenie, by na minutę przed syreną oznaczającą przerwę, Polacy doprowadzili do wyrównania. Ten fragment gry, z pewnością kosztował oba zespoły wiele sił, co spowodowało, że przez kolejne dwie tercje, tempo gry zdecydowanie opadło. Niestety. Na nieco ponad minutę przed końcem spotkania, nasza obrona nieco zaspała i bramkarz musiał skapitulować. Przypomina się w tym miejscu sytuacja z MŚ w piłce nożnej w 2006 roku, kiedy to grając właśnie z Niemcami w ostatnich minutach straciliśmy bramkę, która pozbawiała nas szans na awans do kolejnej fazy turnieju. W tym jednak przypadku awans był pewny, jednak do następnej rundy wychodziliśmy tylko z jednym punktem za mecz z Łotwą.
Litwa, Rosła oraz Słowenia. Z tymi drużynami przyszło nam się zmierzyć w walce o ćwierćfinał MŚ. Na pierwsze danie, kolejny nadbałtycki zespół – Litwa. Zdecydowanie największą bolączką w tym turnieju naszej reprezentacji były pierwsze minuty spotkań. Po raz kolejny w pięć pierwszych minut, tracimy dwie bramki, w tym jedna podczas naszej gry w przewadze. To nie wróżyło niczego dobrego. Na szczęście w dziesiątej minucie spotkania, Wit Sapko strzelił gola kontaktowego, dzięki któremu, schodząc na przerwę mogliśmy jeszcze liczyć na dobry wynik Polaków w meczu. W drugiej tercji padły dwa trafienia, po jednym dla każdej z drużyn, co zapowiadało bardzo emocjonującą końcówkę spotkania. Nic bardziej mylnego. Drugim największym problemem podczas tych MŚ, była postawa naszych bramkarzy. Zaraz po rozpoczęciu trzeciej tercji, w okresie sześciu minut, Litwini zdołali strzelił trzy gole, pozbawiając nas tym samym marzeń o choćby jednym punkcie w tym spotkaniu. Dla osłodzenia nastrojów polskim kibicom, Lesław Marczak zdobył jeszcze jednego gola, dzięki czemu, rozmiary porażki były mniejsze – ”tylko 3:6”. Warto jednak podkreślić, że w tym spotkaniu idealnie zagraliśmy taktycznie, a pomimo tego, tak wyraźna porażka.
Kolejna potęga i potężny bramkarz stanął na przeszkodzie Polski – Rosja. Jasne było, że aby zachować chociaż matematyczne szanse na awans do najlepszej ósemki, musimy w tym spotkaniu zdobyć choćby punkt. Także i w tym spotkaniu, jako pierwsi straciliśmy bramkę, ale jeszcze w tej samej tercji odpowiadamy dwoma trafieniami grając w przewadze liczebnej. Te dwie szybkie odpowiedzi biało-czerwonych, nieco uśpiły ich czujność, co wykorzystali gracze rosyjscy wyrównując stan meczu na 2:2 tuż przed zejściem do szatni na przerwę. Niemniej jednak, ten wynik mógł napawać optymizmem i liczyć na to, że uda się Polakom choćby utrzymać remis do ostatniej syreny spotkania. Jak szybko tracimy bramki w pierwszych minutach spotkania, tak i w ostatnich minutach na tych MŚ bardzo często dużo ich traciliśmy. Dwie szybko stracone bramki pozbawiły nas wszelkich złudzeń, że w tym sezonie uda nam się osiągnąć większy sukces. Wytrąceni z równowagi i zniechęceni już Polacy, dali sobie strzelić jeszcze jedną bramkę i przegrali to spotkanie dość wysoko – 2:5.
Mecz o honor. Tytuł ten często spotykamy przy okazji różnych wielkich imprez sportowych, w których wiele jest oczekiwań od reprezentacji, a rzeczywistość sprowadza nas ostro na ziemię. W spotkaniu o przysłowiową pietruszkę spotkaliśmy się ze Słoweńcami, którzy także nie mieli już szans na awans. Selekcjoner reprezentacji Polski, dał w tym meczu odpocząć tym zawodnikom, którzy może zawiedli, może byli wyczerpani trudami turnieju, a może po prostu ich właściciele o to poprosili. Tak czy inaczej, pierwszą bramkę w meczu zdobyli oczywiście rywale. Dobry spotkanie rozgrywał w tym dniu obrońca – Paulin Tiuchtiej, który dał prowadzenie w drugiej tercji naszej reprezentacji. Tuż przed końcem drugiej tercji, wyrównali rywale i znów przed trzecią tercją było nerwowo. Co prawda Słoweńcy strzelili na początku tej tercji bramkę w przewadze, ale w końcu końcówka spotkania należała do naszych i dzięki dwóm trafieniom w ciągu trzydziestu sekund, wygraliśmy drugie spotkanie na tych mistrzostwach.
Co było przyczyną tak słabego startu reprezentacji Polski na tych MŚ? Nieodpowiednio przepracowany sezon przygotowawczy, mało doświadczeni zawodnicy, zły rozkład atrybutów, czy ich niska energia, a może bramkarze, którzy z pewnością pozostawiają wiele do życzenia?! A może to nie był wcale zły występ biało-czerwonych? Może na tyle było ich stać i więcej nie dało się z tych zawodników wycisnąć?! Pytań wiele, odpowiedzi jednej, a najtrafniejszej nie ma.
Dela på Facebook Dela på Twitter Dela på MySpace