Ώρα:

Οι ομάδες σας:
Επικοινωνία
Public account
  PRO Ζώνη
1330 μονάδες
Αγοράστε μονάδες
Βρίσκεσαι σε δημόσιο λογαριασμό. Εάν θέλεις να παίξεις το παιχνίδι η να συμμετέσεις στη συζήτηση, πρέπει να συνδεθείς. Αν είσαι νέος χρήστης, πρέπει πρώτα να εγγραφείς.

  PowerPlay περιοδικό

Sezon za pasem, czyli Ekstaklasa 2014/15 w pigułce [S]


Sezon za pasem, czyli Ekstaklasa 2014/15 w pigułce [S]

 

Lokomotywą po mistrzostwo

 

Niemal 11 miesięcy kibice w Polsce czekali na wyłonienie krajowego mistrza. I było warto poczekać, bo pojedynek o pierwsze miejsce w Ekstraklasie rozstrzygnał się dopiero w ostatniej kolejce. I trzeba przyznać, że był to sezon dosyć ciekawy, a jeśli nie, to na pewno lepszy od poprzedniego. Działaczom też należą się brawa, choćby za zmianę kolejności spotkań w rundzie finałowej. Derby Polski, bo tak niekiedy nazywany jest mecz Legii z Lechem, odbył się już w 31. kolejce, a nie jak miało to miejsce w roku ubiegłym w ostatniej, 37. kolejce. Wtedy ten pomysł zupełnie się nie sprawdził i obie drużyny pewne swego miejsca w tabeli, zagrały towarzysko. W tym jednak przypadku zwycięstwo Lecha na początku rundy finałowej, dało im przodownictwo w lidze, którego nie oddali do końca sezonu. Tak oto, drużyna z Bułgarskiej zdobyła swój 7. tytuł w swojej ponad 90-letniej historii. Runda jesienna w wykonaniu Lechitów wolała o pomstę do nieba. Warto zauważyć, że po 17. kolejce Poznaniacy zajmowali dopiero siódme miejsce. Szczególnie bolesne były tracone punkty w końcówkach spotkań, kiedy obrona Lecha pokazywała swoisty antyfutbol i popełniała amatorskie błędy. Ale jak się okazało, były to złe dobrego początki. Ostatecznie Kolejorz przezimował na trzeciej pozycji tracąc już tylko 6 punktów do obrońców tytułu. Wiosną podopieczni Macieja Skorży, który w trakcie rundy jesiennej przejął kontrolę nad lokomotywą z Poznania, rozkręcili się na dobre. Kolejorzowi pomogły wprowadzone w sezonie 13/14 reguły naszej rodzimej ligi. Otóż po 30 kolejkach T-Mobile Ekstraklasa została podzielona na czołową 8 – grupę mistrzowską i dolną 8 – grupę spadkową. Ponadto zostały także podzielone punkty. Całkowita zdobycz drużyny po 30 meczach została zredukowana o połowę. Nie ma co ukrywać, że najwięcej na nowych przepisach straciła Legia, która prowadziła w tabeli, natomiast „grupa pościgowa” z Lechem Poznań na czele automatycznie odrobiła część start. Różnica między mistrzem a wicemistrzem z sezonu 13/14 była tak niewielka, że po zwycięstwie w wspomnianych Debrach Polski Lecha, Kolejorz odebrał Legionistom pierwsze miejsce.

 

Warszawski ból łysej głowy

 

Od razu pragnę zaznaczyć, że określenie „łysej” nie ma na celu obrazić szkoleniowca Legii H. Berga. Ale niewątpliwie jest to znak rozpoznawczy popularnego trenera. Po sezonie miał być ból głowy po szalonej fecie mistrzowskiej, ale zamiast tego pojawiły się zgoła inne bóle i problemy. Norweg może bać się o swój stołek, bo trzeba powiedzieć jasno, to był mocno przeciętny sezon stołecznego klubu. Tym bardziej można to stwierdzić po reakcjach piłkarzy, kiedy to arbiter po raz ostatni zagwizdał w obecnym sezonie. Wicemistrzostwo kraju jest dla Wojskowych nie tyle porażką, co nawet totalną klapą, czy nawet kompromitacją. Legia chciała dalej dominować na krajowej arenie, a przy tym osiągnąć jak najwięcej w Europie. Sezon zaczął się od fatalnej, czysto papierkowej wpadki podczas meczu z Celtikiem, kiedy nieuprawniony do gry B.Bereszyński na ostatnie kilka minut pojawił się na murawie. Tak skończyła się przygoda z Ligą Mistrzów. Ostatecznie Legioniści zameldowali się w fazie grupowej Ligi Europy, gdzie przez długi czas byli ekipą niepokonaną i daleko im było od ośmieszającego występu rok wcześniej. Legia wygrała swoją grupę, ale w 1/16 finału LE trafiła na „spadkowicza” z LM – Ajax Amsterdam, który z Milikiem na czele, pokazał że Legii daleko jeszcze do finału w Warszawie, który stał się nowym celem stołecznej drużyny po karnej eliminacji z el. LM. Długie zmagania w europejskich pucharach odbiły się na wynikach podopiecznych Berga, którzy niejednokrotnie tracili punkty z słabszymi rywalami. Szczególnie kontrowersyjnie trener ustawiał swój zespół wiosną , kiedy w meczach ligowych wychodziła właściwie całkowicie inna jedenastka niż w LE. Wprawdzie ciągle utrzymywali przewagę nad najgroźniejszymi rywalami, to jednak wyraźna przewaga nad Lechem szybko stopniała do kilku punktów. Zawiedzeni brakiem mistrzostwa piłkarze Legii w przyszłym sezonie muszą zadowolić się grą w Lidze Europejskiej, co wiąże się ze znacznie mniejszymi wpływami finansowymi z racji tych rozgrywek. Czy sezon 2015/16 będzie powrotem Legii na tron i czy brak potężnego ligomistrzowego zasiłku klubowej sakiewki odbije się na składzie i wynikach zespołu?

 

Pocałunek śmierci

 

Rewelacją rozgrywek okazała się w tym roku Jagiellonia Białystok. Drużyna prowadzona przez Michała Probierza od połowy rundy jesiennej trzymała się w czołówce i sezon zakończyła na trzecim miejscu – najlepszym w historii klubu. Co za tym idzie, Jaga będzie reprezentować nasz kraj w pucharach, ale tu uwaga – nie po raz pierwszy. Wcześniej miało to miejsce w 2010, kiedy ekipa z Podlasia zdobyła krajowy puchar i w 2011, gdy zajęli czwarte miejsce w lidze. Widać, sukcesy w ostatnich latach nie są dziełem przypadku, a Białostoczanie ciągle się rozwijają i widać, że w przyszłym sezonie mogą powalczyć o jeszcze wyższe miejsce. W tym zabrakło bardzo niewiele do drugiej Legii, a Jaga niemal do samego końca liczyła się w walce o mistrzostwo (warto rozpatrzyć sytuację, kiedy Jagiellonia straciła gola w 98. min meczu z Legią po całkowicie niesłusznym rzucie karnym, gdyż ten mecz mógł ułożyć znacznie inaczej tabele T-Mobile Ekstraklasy). Gra w europejskich pucharach to nagroda za wspaniałą pracę całego zespołu. Jednak Michał Probierz, znany ze swoich ciekawych myśli, stwierdził ostatnio, że gra zespołu w LM czy LE to „pocałunek śmierci”. Swoją myśl motywował problemami z wejściem w sezon, bardzo krótkim okresem wakacyjnym i znacznymi ubytkami kondycji zawodników grających po trzy mecze w tygodniu, przez co, przy wąskiej kadrze, drużyna ma kłopoty aby grać dobrze zarówno w pucharach jak i w lidze. Wystarczy spojrzeć na drużyny Ruchu Chorzów i Zawiszy Bydgoszcz, które reprezentowały nasz kraj na europejskim podwórku w obecnym sezonie. Gra na arenie międzynarodowej odbiła się dla nich czkawką, bo Zawisza spadł do I ligi, a Ruch otarł się o spadek. Czy Jagiellonie stać na zbudowanie silnej drużyny gotowej walczyć na kilku frontach?

 

To nie są czary, Śląsk Wrocław ma puchary

 

Reforma rozgrywek przyniosła także znacznie większe emocje niż w roku ubiegłym o awans do europejskich pucharów. Po pierwszych kolejkach rundy finałowej za faworytów do trzeciej lub czwartej pozycji obstawiano Wisłę Kraków i Jagiellonię Białystok. Wiślacy weszli w kluczowe mecze sezonu rewelacyjnie, pokonując u siebie Górnik 4:1 i remisując po chyba najlepszej drugiej połowie w sezonie z Lechią Gdańsk 2:2. Później przyszedł kryzys i drużyna Kazimierza Moskala ostatecznie pogrzebała swoje szansę na 4. lokatę domową porażką ze Śląskiem Wrocław, który tym samym zapewnił sobie, na kolejkę przed końcem, pewny udział w I rundzie el. Ligi Europejskiej. Dla borykającego się z ogromnymi problemami finansowymi Śląska to prawdziwa woda na młyn. Choć nic nie zapowiadało udanego finiszu rozgrywek. Wrocławianie zimą byli na drugiej pozycji w tabeli, ale wiosną byli jedną z najgorszych, jak nie najgorszą, drużyną w polskiej lidze. Tadeusz Pawłowski i jego piłkarze wiedzieli jednak kiedy zacząć wygrywać. Dobre wyniki przyszły na koniec sezonu, a wygrane w meczach przyjaźni z Lechią i Wisłą pozwoliły patrzeć z góry na „przyjaciół” znad morza i znad królowej polskich rzek.

 

Bez kiboli nie ma goli

 

Po podziale punktów sytuacja w tabeli grupy spadkowej (miejsca 9-16) stała się jeszcze bardziej interesująca. Powiew nadziei poczuli w Bydgoszczy, która po koszmarnej jesieni, była rewelacją w 2015 roku. W klubie poza walką o ligowe punkty, toczyła się walka między prezesem a najwierniejszymi kibicami. Ci drudzy domagali się natychmiastowej dymisji Radosława Osucha (nazywanego w środowisku kibicowskim „Osuch Pinokio”), jednak ten nie zamierzał odpuścić. Konflikt ten negatywnie wpływał na drużynę i tym samym po niedługiej przygodzie po powrocie do Ekstraklasy, Zawisza ponownie wylądował na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. Drugi spadkowicz był znany kolejkę wcześniej. GKS Bełchatów, który po 4. kolejce ligi był liderem, był „chłopcem do bicia” na wiosnę, a żelazna obrona, która była fundamentem tej drużyny w 2014 roku, rozpadła się w pył. Tak skończyła się ekstraklasowa historia beniaminka. O ligowy byt do końca nie mógł być pewny drugi z beniaminków – Górnik Łęczna. Ten jednak zwyciężył w ostatnim meczu sezonu i ukończył sezon tuż nad kreską.

 

W oczekiwaniu na…

 

Już początkiem lipca nasze drużyny zainaugurują rozgrywki europejskiej, chwilę później ruszy polska Ekstraklasa. Jeśli ciągle twierdzicie, że w polskiej piłce wieje nudą i amatorstwem, może warto zmienić zdanie i w sezonie 2015/16 zagościć na stadionie Twojego lokalnego klubu i poczuć niewątpliwie wspaniałą atmosferę lub wspierać swoją drużynę dopingiem, bo co jak co, ale kibiców to mamy najlepszych na świecie!

 

A pisał to Adamson, zagorzały Wiślak wierzący w sukcesy Polaków na arenie międzynarodowej. Do zobaczenia na stadionie!

 

Artykuł kandydata do magazynu PowerPlayManager..